Strona główna » Dokumentacja dziejów » Warszawiacy w gminie Olsztyn cz.II
Ksiądz Maciejewski opisuje również 21 października, w ponownym liście do prezesa Machnickiego, ciężką sytuację szpitala zorganizowanego we dworze Bukowno.
Wielce Szanowny Panie Prezesie!
Uważałem za swój obowiązek złożyć sprawozdanie z losów transportu, który wyprowadziłem z Warszawy i 14 bm. Wysłałem list polecony w tej materii. Obecnie korzystam z okazji wyjazdu w okolice Pruszkowa pani Tuszkiewicz, aby donieść o własnej działalności oraz prosić o dyspozycje i ewentualną pomoc.
Jak już donosiłem, zorganizowanie stałego szpitala jest rzeczą trudną i dla władz tutejszych, i dla nas – niestety, inaczej sprawy z setką leżących chorych rozwiązać niepodobna. Szpital taki jest już faktem dokonanym i zadanie swe spełnia. Zajęliśmy w tym celu dwór Bukowno pod Olsztynem. Warunki terenowe dobre, lokal odpowiedni, personel własny mamy, trzeba urządzenia najprymitywniejszego w postaci łóżek, sprzętu, lekarstw, pościeli i tysięcy drobiazgów, nade wszystko pieniędzy.
Okolica bardzo biedna, przeludniona uchodźcami, wyczerpana ciągłą obecnością wojska i drużyn roboczych, na wysiłek większy zdobyć się nie może. Otrzymujemy żywność, opał i drobne świadczenia. Szczegółów udzielić może świadoma sytuacja pani Tuszkiewicz.
Ze swojej strony najuprzejmiej proszę o poparcie naszych usiłowań przez udzielenie zapomogi pieniężnej, o której miałem zaszczyt zwrócić się w liście poprzednim.
Jaśnie Wielmożny Panie Ministrze! Jakkolwiek z powierzonego mi przez Pana stanowiska nie zostałem zwolniony, jednak przez fakt opuszczenia Warszawy zwolnienie nastąpiło automatycznie. Tym niemniej sądzę, że obowiązkiem moim jest zgłosić się do dyspozycji Szanownego Pana jako władzy zwierzchniej, ba miejscu, bowiem stanę się już wkrótce niepotrzebny i ewentualnie zajmę się własnym losem.
Łączę wyrazy szacunku i poważania
Ks. St. Maciejewski
Olsztyn pod Częstochową, 21 X 44 r.
Dom ss. Nazaretanek
[Adnotacja odręczna :] Wniosek o przydzielenie dla zakładu w Olsztynie (100 starców leżących) 25 materaców, 25 kołder i 25 poduszek.
E. Pętkowska
O trudnościach szpitala w Bukownie pisze dalej Mieczysław Prażmowski:
Ponieważ później Niemcy zabrali nam wszystkie przygotowane dla ewakuowanych pomieszczenia, aby ulokować w nich ludzi przybyłych ze Śląska do kopania rowów przeciwczołgowych, skierowaliśmy najciężej chorych do folwarku Bukowno, odległego od stacji około 1,5 km.
Był tam nowy, solidny, murowany budynek, złożony z kilku dużych izb, obszernej kuchni i kilku mniejszych pokoików. Tam umieściliśmy najciężej chorych i personel służby zdrowia, wspomnianego już dr. S. i dr. Reiperta. Ci, którzy mogli ruszać się o własnych siłach, byli rozwożeni powodami do różnych wsi do gospodarzy.
Ostatni opuszczali peron, jak to zwykle bywa, najmniej interweniujący, najmniej się narzucający. Do nich należała rodzina Opoczyńskich: Kazimierz, prof. dr. med. były rektor Uniwersytetu Wileńskiego (po przejściu na emeryturę jeszcze przed wybuchem wojny przeniósł się do Warszawy), jego żona Jadwiga i wnuczek Rafał, którego ojciec, syn pp. Opoczyńskich został zamordowany w obozie koncentracyjnym we Flossenburgu, matka chłopca zginęła w powstaniu warszawskim. Całą rodzinę ulokowałem u gospodarza Józefa Nabiałka w wiosce Celiny, a następnie przeniosłem na lepsze warunki do sołtysa gromady Turów, Józefa Biskupa.
Najpilniejszą potrzebą było teraz podanie chorych dezynfekcji i dezinsekcji, byli bowiem niesamowicie brudni i zawszeni. Dla dokonania tych zabiegów przewożono ich partiami samochodami ciężarowymi do łaźni w Częstochowie i to się okazało dla starszych osób zgubne, Była to już jesień, chłodna, dżdżysta. Chorych po kąpieli ubierano w wilgotną jeszcze po dezynfekcji odzież, w samochodzie było zimno, okrycie niedostateczne. Przeziębienie u ludzi wycieńczonych do ostatnich granic kończyło się najczęściej śmiercią. Trudno ustalić ilu wysiedleńców zmarło. Grzebano ich na cmentarzu w Olsztynie w kwaterze, którą nazwano warszawską .
Olsztyński proboszcz ks. Józef Michałowski sporządzał akty śmierci warszawskich uchodźców. Oto jeden z nich:
Nr 49 Bukowno
Działo się w osadzie Olsztyn dnia 19 października 1944 r. o godzinie 5. po południu. Stawili się dr Klemens Sokal, kierownik zakładu i dr Bogdan Rajpert, lekarz, oboje pełnoletni, zamieszkali w Bukownie i oświadczyli nam, iż dnia dzisiejszego, o godzinie 8. rano umarła w Bukownie, w Schronisku Rady Głównej Opiekuńczej z Warszawy, ul. Koszykowej Nr. 37 Władysława z Wojdelskich Woźniak, wdowa, lat 78 mająca, urodzona w Lutosławicach powiat Piotrków, ewakuowana z Warszawy, niewiadomych rodziców, akt ten stawiającym przeczytany, przez Nas podpisany został (ul. Bracka 23).
Utrzymujący Akta Stanu Cywilnego
Ks. Józef Michałowski
Księga aktów śmierci parafii Olsztyn, wypełniana przez ks. Michałowskiego, informuje o 61 zmarłych ewakuowanych z Warszawy:
Rok 1944: (według zgłoszeń w parafii Olsztyn)
25 października 1944 roku w Zrębicach zmarła ewakuowana z Warszawy, 89 – letnia Maria Wojciechowska z Czerniewiczów.
Wysiłki załogi szpitalnej w Bukownie skierowane były na utrzymanie przy życiu pozostałych osób, chociaż walka o ich życie bywała beznadziejna. Wiek podopiecznych przytułku wahał się w granicach 65–75 lat. Większość z nich cierpiała na nieuleczalne schorzenia i była wycieńczona do granic możliwości. Brakowało również podstawowych leków.
Z wielkim oddaniem opiekował się chorymi dr Reipert. Jak pisze Mieczysław Prażmowski, dr Sokal zajmował się głównie przejmowaniem depozytów od chorych (mieli oni w woreczkach uwiązanych na szyi kosztowności i pieniądze). O jego postępowaniu krążyły potworne wieści, więc w sprawię wdali się akowcy. Po wyzwoleniu dr Sokal jednak zniknął i nigdy się już w tych stronach nie pokazał.
Prażmowski, szef lokalnej RGO, nadal zajmował się pomocą w zakwaterowaniu, co tak opisywał: Ja nadal miałem pełne ręce roboty. Między zakwaterowanymi wysiedleńcam,i a gospodarzami wynikały ciągle spory, nieporozumienia, kłótnie. Bywały dni, w których drzwi się u mnie nie zamykały. Trzeba było ludziom zmieniać kwatery, szukać nowych, winę za ten stan rzeczy ponosiły najczęściej obie strony, kiedy jednak okazywało się, że wspólne życie ludzi pod jednym dachem jest niemożliwe, nie było innego wyjścia, jak tylko szukanie innej kwatery, o którą było coraz trudniej.
Oddzielnej opieki potrzebowała rodzina Opoczyńskich, wykazująca całkowitą bezradność życiową. Potwierdzała się stara prawda, że uczonemu łatwiej jest rozwiązywać zawiłe problemy, niż pokonywać codzienne trudności życiowe. Przybiła ich zupełnie choroba wnuczka – szkarlatyna. Osobiście odwiozłem go do szpitala do Częstochowy. Wrócił zdrów, uczył się również w „naszej szkole” i dziś jest lekarzem. Państwo Opoczyńscy wyjechali po zakończeniu działań wojennych do Cieszyna wraz z córką (zam. Sembart, pracownik naukowy Uniwersytetu Wrocławskiego), która przyjechała po nich do Turowa. Przez pewien czas utrzymywaliśmy z nimi korespondencję .
Bezpośrednio po tzw. "wyzwoleniu" do ewakuowanych zgłaszali się członkowie rodzin lub bliscy znajomi i przy ich pomocy wszyscy, którym udało się przetrwać ten ciężki okres (była ich jednak zaledwie garstka), wrócili do zburzonej, ale ukochanej Warszawy. Niektórzy pozostali w Olsztynie, zakładając tutaj rodziny, jak np. pan Szczepaniak. Potomkowie „zesłańców warszawskich” w Olsztynie to także rodzina Kozłowskich.
Tak to losy Warszawiaków splotły się z gminą Olsztyn. Groby tych, którzy zostali pochowani na cmentarzu w Olsztynie zostały po 20 latach przekopane. Jurajska ziemia, która nigdy nie mogła wyżywić swoich mieszkańców w okresie międzywojennym, wtedy, w czasie okupacji, w czasie zdwojonej nędzy, przyjęła jak braci okrutnie wygnanych ze swoich domów najpierw Poznaniaków, potem ofiary warszawskiej tragedii i bestialstwa Niemców, by podzielić się z nieszczęśliwcami tym, co ludzie zdołali wyhodować na tutejszych lichych piachach.
Stało się to za sprawą setek, a może i tysięcy bezimiennych społeczników, pracujących nad zespoleniem wszystkich warstw społecznych w obliczu nieszczęścia całego narodu, działających z bezinteresownością, niestety mało znaną współczesnemu pokoleniu .
Opracowanie: Marek Romański
Parafia w Zrębicach istniała już w 1334 roku w spisach świętopietrza wymieniana jako Sdrzambicze (miejsce wytrzewione z krzaków i lasów). Według ...dalej