Fortyfikacje wału wschodniego z 1944 roku w gminie Olsztyn

Strona główna » Dokumentacja dziejów » Fortyfikacje wału wschodniego z 1944 roku w gminie Olsztyn

wielkość tekstu:A | A | A

Gdy w drugiej połowie lipca 1944 r. wojska radzieckie osiągnęły Wisłę, a następnie sforsowały ją i kontynuowały zacięte walki o utrzymanie i rozszerzenie przyczółka pod Sandomierzem, stało się oczywiste, że działania wojenne na froncie wschodnim wkraczają w decydującą fazę. Desperackie kontrataki wojsk hitlerowskich nie były już w stanie wyprzeć oddziałów radzieckich z zajmowanych pozycji. Przyczółek, z którego w styczniu 1945 r. ruszyć miała wielka „Ofensywa wyzwolenia”, coraz bardziej nasycał się ludźmi i sprzętem.
 
Niemcy zacisnęli wokół przyczółka stalowe kleszcze swoich korpusów i dywizji pancernych. W gorączkowym tempie przystąpili równocześnie do budowy silnych umocnień, które miały zatrzymać radzieckie czołgi przed dalszym marszem na zachód. Budowa tych umocnień rozpoczęła się już wcześniej – w maju 1944 r. 
 
W tym okresie Niemcy wezwali ludność polską na terenach okupowanych między Wartą i Pilicą do ochotniczych prac przy budowie okopów. Według planów hitlerowskich sztabowców, szeroko rozczłonowany system umocnień typu polowego miał być oparty na przeszkodach naturalnych, jakie stanowiły w tych warunkach linie rzek Nida, Pilica i Warta, biegnące w poprzek drogi nacierających wojsk. Tempo robót było początkowo powolne. Dopiero latem 1944 r. hitlerowcy z pełnym rozmachem wprawili w ruch ogromną machinę policyjnego przymusu, mobilizując siłą i terrorem wielotysięczne rzesze Polaków do prac fortyfikacyjnych.
Głównym elementem rubieży obronnej na zachód od Wisły miała być Pilica. O znaczeniu, jakie hitlerowcy przywiązywali do budowanych tam umocnień świadczy fakt, że od połowy lipca bezpośredni nadzór nad ich wznoszeniem od Wehrmachtu przejęło SS. Linia obronna ciągnąca się między Wieluniem i Włoszczową, oznaczoną kryptonimem „Wenus”, pozostawała pod opieką Sipo z Lublina. Drugi jej odcinek, na terenie powiatów radomszczańskiego i piotrkowskiego, opatrzony kryptonimem „Merkur”, podlegał nadzorowi Sipo z Radomia. Całością robót fortyfikacyjnych kierował Sonderstab Stellungsbau Hoeheren SS und Polizeiführer w Krakowie.
 
Niezależnie od tej zasadniczej pozycji obronnej, hitlerowcy przystąpili do budowy pozycji na przedpolach Częstochowy i bliższych podejściach do miasta. W połowie lipca pod nadzorem Wehrmachtu rozpoczęto kopanie rowów przeciwczołgowych, strzeleckich, stawianie przeszkód przeciwpancernych, zasieków i bunkrów w odległości 10–15 km na wschód od miasta. 
 
Linia ta przebiegała przez Rudniki, Mstów, Małusy, Turów, Przymiłowice, Olsztyn i Choroń. Przy jej budowie Niemcy starali się w maksymalnym stopniu wykorzystać ludność miejscową, nakładając na nią obowiązek dostarczania podwód konnych i określonej każdego dnia liczby robotników. Dla przyspieszenia tempa robót skierowano do wspomnianego rejonu w miesiącach sierpniu i wrześniu także liczne grupy przymusowych robotników przywiezionych z Częstochowy. Rekrutowali się oni spośród „kontyngentu”, jaki musiały dostarczyć do prac przy kopaniu szańców polskie warsztaty rzemieślnicze i nieliczne przedsiębiorstwa albo spośród osób ujętych siłą w łapankach.
 
Do budowy wykorzystywana była również ludność okolicznych wsi. Pracę nadzorowali żołnierze niemieccy w brązowych koszulach i czerwonych opaskach ze swastyką na ramieniu. W Przymiłowicach działała kuchnia komendy „brunatnych koszul”. Jej szefem był Niemiec Franc Weinberger – w cywilu nauczyciel i sympatyczny człowiek. Nie mówił po polsku. W tłumaczeniu pomagała mu znająca język niemiecki Walentyna Żak, która ukrywała się z rodziną żydowską w Olsztynie i pracowała w kuchni jak inne polskie kobiety. Franc Weinberger najwyraźniej starał się wkupić w łaski mieszkańców, rozdając żywność najbardziej potrzebującym, by w ten sposób przygotować się na wszelką ewentualność.
 
Jak zostało powiedziane, do kopania okopów wykorzystywano miejscowych, ale to nie wystarczało i zaczęto sprowadzać ludzi z innych stron, m.in. z Wielunia. Niemcy potrzebowali dla tych ludzi kwater w Olsztynie, ponieważ to właśnie tu koncentrowały się wojska niemieckie, a prace przy umocnieniach nabierały rozmachu.
 
W tym właśnie czasie okupant chciał ulokować w kwaterach w centrum Olsztyna kilkudziesięciu ludzi, nie zwracając uwagi na tamtejsze warunki mieszkaniowe. Objęto tym obowiązkiem m.in. mieszkanie Franciszka Guzikowskiego – przedwojennego wójta gminy Olsztyn, znajdujące się przy Rynku. 
 
Państwo Guzikowscy z czworgiem dzieci zajmowali pokój z kuchnią po jednej stronie domu, a po drugiej zamieszkiwali i prowadzili sklep tzw. beucukrzaj Natalia i Bronisław Rysińscy. Niemcy przysłali swojego urzędnika, który powiadomił Guzikowskich, żeby przyjęli kilkanaście osób na kwaterę. Gospodarz odmówił. Ta wiadomość trafiła do Niemców, a ci w trybie natychmiastowym nakazali im się wyprowadzić, grożąc nawet rostrzelaniem rodziny. Zaczął się płacz i ewakuacja dobytku. 
 
Stanisław Guzikowski wspomina: Ja i starszy brat, Jan Guzikowski, popędziliśmy bydło i owce za Olsztyn polną drogą poczeszyńską. Była w tym czasie zima i śnieg. Niemcy zagrozili, że wezmą nam nawet bydło, rodzice posiadali kilkuhektarowe gospodarstwo rolne. Widząc to wszystko i całe zamieszanie, Pani Natalia Rysińska udała się do gminy, do pani Marii Jackowskiej z domu Kuczkiewicz. Ta Pani pracowała w gminie i znała dobrze język niemiecki.
 
Obie Panie udały się do Niemców celem wyratowania nas i ubłagały ich, żeby cofnęli decyzję i pozwolili zamieszkać, ale Niemcy nasz pokój zajęli na kwaterę dla ludzi pracujących przy budowie okopów i u nas zakwaterowali kilka osób (były to kobiety), które mieszkały tu do końca wojny. 
 
Gdy wojna się skończyła, przyszło wyzwolenie, to oni się wyprowadzili, a my mogliśmy zamieszkać w tym mieszkaniu. Wcześniej, ja z siostrą, spaliśmy na jednym łóżku, w kącie w tym pokoju, razem z tymi kobietami, gdyż nie było gdzie, a bracia spali poza domem, ponieważ obawiali się ulicznej łapanki i zsyłki na roboty do Niemiec.
 
Ojca z ulicznej łapanki Niemcy wywieźli do okopów do Mstowa i tam pracował do końca wojny. Siostra Apolonia Stala i brat Jan Guzikowski, nosili ojcu jedzenie do Mstowa i jak szli wcześnie rano tą drogą piaszczystą doliną z Olsztyna przez Kusięta do Mstowa, to słyszeli, jak Niemcy tam strzelali do Polaków przywożonych wcześniej samochodami. Jako dzieci przycupnęli do krzaków, bojąc się, żeby ich Niemcy nie zastrzelili. 
 
Z jedzeniem szli wcześnie rano, żeby zajść do Mstowa przed pójściem ojca do roboty do kopania okopów. Pani Rysińska znała dobrze Niemca – nazywał się Garus, pochodził z Zabrza i on też pomagał, żeby nas nie wyrzucili Niemcy z domu. On miał jakiś nadzór, chodził po Olsztynie po cywilnemu. 
 
Grupa 14 Polek, zatrudniona przy kopaniu okopów, która miała być zakwaterowana u Guzikowskich – została umieszczona w pokoju 6 na 5 metrów w Olsztynie przy ul. Kühna 17 u Zawadzkich. Andrzej Zawadzki wspomina te wydarzenia: Spały one na siennikach ze słomy. Jedzenie to dwa posiłki rano chleb (popularka) i po pracy zupa – miska gotowana w Rynku. Te dziewczyny mieszkały u Zawadzkich przez 5 może 6 dni. W dniu 8 grudnia 1944 r. zostały w nocy wyprowadzone przez ojca w lasy janowskie i uciekły w różne strony. 
 
Rano ojciec powiadomił, o takiej ucieczce dziewcząt władze niemieckie. Po przesłuchaniu został wywieziony na roboty karne do Blachowni skąd uciekł w dniu 14 stycznia 1945 roku do swojej siostry Janiny Płoweckiej.
 
W Przymiłowicach powstały w 1944 r. fortyfikacje, tzw. bunkry, z polecenia Oberkommando das Heeres. Ciągnęły się one czterema pasami oznaczonymi literami od „A” do „D”. Pasy były dodatkowo podzielone na numerowane „podlinie”. W ten sposób na terenie Jury powstała linia OKH – Stellung b1.
 
W Przymiłowicach schrony znajdują się na wzgórzu przy niebieskim szlaku turystycznym, za stacją benzynową i na wzgórzu, w lesie graniczącym ze wsią Ciecierzyn (dzisiaj część Zrębic). Na pierwszym wzgórzu znajdują się dwa schrony Regelbau – Rgb 668 , Ringstand – Rst 58c, Ringstand – Rst 238 oraz Regelbau – Rgb 701. Fortyfikacje na drugim wzgórzu są zachowane w bardzo dobrym stanie: cztery 68, jeden Rgb 701, osiem Rst 58 c, a także pięknie zachowany układ ziemny. 
 
Umocnień tych Niemcy nie wykorzystali – pospiesznie budowane w wyselekcjonowanych miejscach nie zostały należycie uzbrojone i było brak odpowiedniej obsady. Rosjanie prawdopodobnie nie wiedzieli nawet, że przełamują linię obronną.
 
W tym samym czasie, przy zachowaniu głębokiej tajemnicy, Niemcy budowali w pobliżu wsi Kościelec wielkie lotnisko, z którego miały startować samoloty Luftwaffe przeznaczone do działań bojowych w rejonie na wschód od Warty i Pilicy. Niewykluczone, że z tego właśnie lotniska, wyposażonego w betonowe pasy startowe, wzbijać się miały w powietrze maszyny z silnikami odrzutowymi. 
Hitlerowski przemysł lotniczy podjął bowiem produkcję takich maszyn, w oparciu o doświadczenia wykorzystane przy budowie pocisków rakietowych typu V–l i V–2. Zapewne ze względu na obawę przed sabotażem lub ujawnieniem tajemnicy wojskowej, lotnisko budowały głównie oddziały robocze organizacji Todt. Nadzór policyjny sprawowała początkowo placówka Sipo w Częstochowie, w późniejszym zaś okresie – w drugiej połowie 1944 r. – radomskie Sipo, które na skutek zagrożenia tego miasta przez bliską linię frontu, przeniosło się do Częstochowy w ślad za urzędem gubernatora dystryktu Radom. 
 
Pod koniec roku lotnisko zostało przygotowane do zadań bojowych. Nie zdołano jedynie wybudować hangarów, obiektów warsztatowych i stałych pomieszczeń dla pilotów oraz personelu naziemnego.
 
Nie było to jedyne lotnisko wojskowe zlokalizowane na terenie powiatu częstochowskiego. Przez cały okres okupacji działał w Częstochowie NSFK (Narodowo-socjalistyczny Korpus Lotniczy), szkoląc młodzież Hitlerjugend w lotach szybowcowych na Kucelinie. Bojowe samoloty lądowały tam sporadycznie. Dopiero gdy linia frontu przesunęła się za Wisłę, Kucelin stał się ponownie w pełni wojskowym lotniskiem. Mogły tam lądować i startować wszystkie ówczesne samoloty myśliwskie, rozpoznawcze a także lekkie i ciężkie maszyny bombowe. 
 
W niewielkim stopniu i tylko przez krótki okres Niemcy korzystali z lotniska polowego w Zarębicach (gmina Przyrów), przystosowanego do potrzeb wojskowych przez Wojsko Polskie jeszcze przed wybuchem wojny.
 
Ogromny front robót wymagał zaangażowania wielkich sił ludzkich. Zważyć trzeba przy tym, że prace fortyfikacyjne (również w Przymiłowicach) były wykonywane środkami prymitywnymi, bez użycia ciężkich maszyn i sprzętu, a jedynie przy pomocy łopat, szpadli i kilofów. Przy kopaniu rowów strzeleckich i przeciwczołgowych pracowali zarówno mężczyźni jak i kobiety. Obowiązek udziału w budowie umocnień polowych objął wkrótce wszystkich mieszkańców Generalnej Guberni w wieku 14–65 lat. Dniówka robocza trwała z reguły 8 godzin, a okres pracy miesiąc. 
 
Zaprzęgnięci terrorem do prac Polacy sabotowali je na swój własny wykwintny sposób. Rowy strzeleckie kopano w taki sposób, że ich ściany obsypywały się po 2–3 dniach. Wbijane w dna rzek paliki, na których saperzy mieli rozpiąć druty, były umieszczone tak płytko i niedbale, że woda rychło je wymywała i unosiła z prądem. W niestaranny sposób dokonywano również maskowania stanowisk broni maszynowej i artylerii przeciwlotniczej. 
 
Prowadzone na znacznych obszarach roboty powodowały niszczenie upraw. Chłopi z niepokojem spoglądali na tratowane setkami nóg pola, głębokie rowy i zasieki, które uniemożliwiały im przejazd na bardziej odległe zagony. Do częstych należały przypadki celowego niszczenia, a nawet nocnego zaorywania okopów. Zmusiło to władze okupacyjne do ogłoszenia rozporządzenia policyjnego dotyczącego zabezpieczenia środków obrony. Ostrzegało ono, że zbliżanie się do pasa umocnień wojskowych na odległość mniejszą niż 100 m. podlega karze. Wehrmacht wystawił nawet w rejonie umocnień stałe posterunki, które w wielu przypadkach otwierały ogień bez ostrzeżenia.
 
Budowa umocnień na liniach rzek Warta, Pilica i Nida trwała nieprzerwanie przez 7 miesięcy. Uczestniczyli w niej także urzędnicy hitlerowskiej administracji, którzy na miejsce robót udawali się przy dźwiękach orkiestr. Obowiązek ten nie ominął nawet volksdeutschów, w okresie zagrożenia włączonych do różnych organizacji o charakterze paramilitarnym.
 
Niemcy chełpili się, że udało się im wznieść u wrót Reichu system obronny zasługujący na miano prawdziwego „Wału wschodniego”. Umocnienia wizytował m.in. gubernator Hans Frank w towarzystwie sekretarza stanu ds. bezpieczeństwa w rządzie GG, Wilhelma Koppe. U schyłku 1944 r. zapoznał się z nimi również nowy dowódca hitlerowskiej Grupy Armii A – gen. płk. Ferdinand Schoerner. Przybył on na środkowy odcinek frontu wschodniego z Kurlandii, by stanąć na czele niemieckich wojsk osłaniających podejście do Berlina na najważniejszym kierunku operacyjnym. 
 
Grupa Armii A stanowiła siłę, która na ziemiach polskich miała zatrzymać, odeprzeć i odrzucić daleko na wschód nacierające wojska radzieckie. Miała niewątpliwie dużą wartość bojową, dysponując nowoczesnym sprzętem. Składały się na nią: 24 dywizje piechoty, 4 dywizje pancerne, 2 dywizje zmechanizowane oraz 50 różnych samodzielnych batalionów, w sumie 400 tys. ludzi, 4103 dział różnego kalibru, 1270 czołgów i dział pancernych oraz 1330 samolotów.
 
Na przedpolach Częstochowy rozlokowano jednostki wchodzące w skład 4. Armii Pancernej, dowodzonej przez gen. Fritza Graesera. Była to ta sama armia, której zagony zapędziły się aż pod Moskwę. Dopiero tam, w ciężkich walkach toczonych zimą 1941–42 została zmuszona do odwrotu. Teraz, zaryta w zawczasu przygotowanych umocnieniach, zasilona nowymi ludźmi i sprzętem, szykowała się do odparcia spodziewanego w każdej chwili uderzenia wojsk radzieckich.
 
Częstochowa stanowiła bowiem dla wojsk niemieckich niezwykle ważny węzeł operacyjny. Składało się na to kilka przyczyn. Po pierwsze, stanowiła główny bastion obronny, osłaniający od północy Górnośląski Okręg Przemysłowy. Po drugie, blokowała drogę wiodącą stąd, poprzez Lubliniec i Opole na Wrocław. Osłaniała też podejścia do Krakowa i Kielc oraz stanowiła ważny węzeł kolejowy i drogowy. W bezpośrednim sąsiedztwie miasta, na terenie powiatu częstochowskiego, znajdowały się ponadto poligony, na których prowadzono szkolenie wojskowe „batalionów wschodnich”, sformowanych z renegatów w rodzaju „własowców” czy Turkmenów. Na tym terenie uzupełniano również składy osobowe poszczególnych batalionów. Nie wolno również zapomnieć, że powiat częstochowski był najbardziej wysuniętym na zachód obszarem Generalnej Guberni.
 
Równolegle z pracami fortyfikacyjnymi, hitlerowcy zaostrzyli stosowany od początku okupacji wobec ludności powiatu terror. Miał on prawdopodobnie zapobiec uchylaniu się Polaków od prac przy tworzeniu okopów i umocnień, a także zmusić ludność powiatu do nieudzielania pomocy radzieckim i polskim oddziałom partyzanckim, których aktywność w ostatnich miesiącach 1944 r. wyraźnie wzrosła. Przejawiała się ona w ostrzeliwaniu niemieckich kolumn samochodowych, niszczeniu sieci łączności przewodowej, wysadzaniu w powietrze mostów kolejowych i pociągów z zaopatrzeniem wojskowym.
 
Coraz aktywniejsza stawała się także działalność radzieckich grup wywiadowczych zbierających informacje o lokacji niemieckich jednostek wojskowych, rozbudowie umocnień, lotnisk, magazynów ze sprzętem itp. Równocześnie w tym okresie teren powiatu coraz bardziej nasycał się Wehrmachtem i policją. 
 
W mieście i okolicy zostały rozlokowane pododdziały 63. Zapasowego Pułku Piechoty, pododdziały 602. Dywizji Ochronnej, jednostki wchodzące w skład 304. Dywizji Piechoty oraz 17. Dywizji Artylerii Przeciwlotniczej. W rejon Częstochowy przybył wreszcie 25. Pułk Policji Ochronnej, stacjonujący uprzednio w Lublinie. Była to formacja policyjna, okryta złą sławą morderców polskiej ludności cywilnej. Przejściowo, przed planowanym przerzuceniem tych oddziałów na zachód – stacjonowały na terenie powiatu, przechodząc intensywne szkolenie na polach Konopisk, Wygody i Dźbowa „bataliony wschodnie”. 
 
Nie były to wszakże jedyne siły, jakie miały uczestniczyć w obronie Częstochowy i walkach na jej przedpolach. Skierowana w rejon przyczółka sandomierskiego 68. Dywizja Piechoty, pod ewentualnym naporem wojsk radzieckich miała się cofać wprost na Częstochowę. Tutaj też miała zająć pozycje w desperackiej obronie 10. Dywizja Zmechanizowana płk. Yiahla, rozlokowana na pozycjach obronnych w rejonie lasów Skarżyska–Kamiennej. Z myślą o długotrwałej obronie w murach Częstochowy i w oparciu o linię umocnień biegnącą od Rudnik do Choronia, w północnej części Częstochowy, gdzie dzisiaj rozciąga się dzielnica Tysiąclecie, Niemcy przygotowali liczne składy amunicyjne, gromadząc duże ilości pocisków artyleryjskich, moździerzowych, granatów, amunicji karabinowej i pancerfaustów. Poważne zapasy amunicji i materiałów wybuchowych przygotowano także leśnych magazynach niedaleko lotniska na Kucelinie (sołtys Kucelina był przypisany do gminy Olsztyn – przyp. aut.).
 
 
 
Ringstand – Rst 58c: mały schron bojowy do obrony okrężnej. Cała budowla była przykryta, a nad powierzchnię wystawał tylko strop z otwartym otworem strzelniczym. Uzbrojony w jeden karabin maszynowy typu MG 34 lub MG 42, obsługę stanowiło 2 żołnierzy.
 
 
Ringstand – Rst 238: Cięższa wersja schronu 58 c. Uzbrojenie, to wieża czołgowa (wieże głównie z czołgów PzKpfW 2).
 
 
Regelbau – Rgb 668:  Mały schron bierny dla 6 żołnierzy, wyposażony w dwa łóżka piętrowe, stół, krzesła, piec do ogrzewania i gotowania. Cały schron był zasypany ziemią, wchodziło się do środka bezpośrednio z okopu.
 
 
Regelbau – Rgb 701 – Garaż dla artylerii, mogący pomieścić armatę przeciwlotniczą 88 mm lub cztery armatki przeciwpancerne. Cały budynek przysypany był ziemią, a wejście znajdowało się na poziomie okopu.
 
 
 
 
 
 
Bibliografia:
 Schematy i ich opisy pochodzą z prospektu: A. Giewon, Fortyfikacje wału wschodniego z 1944 na terenie Północnej Jury, Złoty Potok 2006, ss. 1–4, a także:
Informacja Stanisława Guzikowskiego, zamieszkałego w Olsztynie, Rękopis w posiadaniu autora.
Informacja Andrzeja Zawadzkiego, zamieszkałego w Koniecpolu, Rękopis w posiadaniu autora.
Morgens F., Lata na skraju przepaści, Warszawa 1994, s.192.
Płowecki J., Wyzwolenie powiatu częstochowskiego w 1945 roku, [w:] Ziemia Częstochowska, t. X, 1974, ss. 219–223. 
Wywiad ze Zdzisławą Romańską, zamieszkałą w Przymiłowicach, ul. Zamkowa 65.
 
 
Opracowanie: Marek Romański
 
Strona główna Drukuj dokument

Ilość filmów: 14
dalej
Wyszukiwarka
na stronie   w aktualnościach
link
Ciekawostki

W kościele olsztyńskim znajduje się niezwykły obraz, na którym, jak głosi legenda, Anioł odbił własne oblicze słynące z nieziemskiej urody.dalej

Kościół pw. św. Jana Chrzciciela w Olsztynie
Ogloszenia
  • link link link link link link link link link link
  • link
Urząd Gminy Olsztyn (C) 2018